piątek, 24 maja 2013

Trzy



         Obudził mnie okropny ból głowy. Przekręciłam się na drugi bok i niewzruszona wpatrywałam się w poruszające się wskazówki męskiego zegarka. Przeniosłam wzrok na sufit i przetarłam zmęczone oczy. Po niecałej minucie przerażona skierowałam wzrok znowu na zegarek i dotarło do mnie, że nie jestem u siebie.
 - Boże kochany.

Dzień dobry Lidka, wracamy na ziemię.

Zerwałam się jak oparzona z łóżka, zapominając o okropnym bólu, który rozsadzał mi czaszkę. Ostrożnie wstałam i poprawiłam pomiętą koszulkę, rozglądając się dookoła. W oczy rzuciło mi się krzesło na, którym zarzucona była pasiasta koszulka. Rozchyliłam usta i na pobudkę potknęłam się o próg. Każda rzecz i najmniejszy przedmiot dla takiej istoty jak ja stanowił zagrożenie.
- Kurwa no …- syknęłam z bólu, łapiąc się za kostkę. Narobiłam tyle hałasu, że wybudziłabym zmarłego z grobu.
- Cześć?
Podskoczyłam ze strachu łapiąc się za serce. Odwróciłam się w stronę skąd dobiegał głos. To nie był Lotman. Lustrował mnie wzrokiem, jakby ducha zobaczył. Przeczesałam dłonią swoje poplątane włosy i zrobiłam niepewny krok w stronę siatkarza.
- My się znamy? – zapytał.
- Nie.
Przez minutę przyglądałam się jak rozpakowywał zakupy. Kiedy skończył uśmiechnął się do mnie i zachęcił, żebym usiadła przy stole.
- Tylko się nie zabij.
Spojrzał na mnie wymownie, a potem zaczął się ze mnie śmiać. Spojrzałam na niego takim wzrokiem, że to on powinien już leżeć martwy.
- Śmieszne, bardzo kurwa śmieszne. – odparłam zirytowana i usiadłam na wskazanym miejscu.
- Jesteś dziewczyną Paula ? – zapytał prosto z mostu.
To pytanie chyba nie dotarło do mnie do końca, a mózg nie przeanalizował każdego słowa, gdyż po chwili zaspana mruknęłam ciche „mhm”.
- Zaraz… Co? Nie no coś ty. Nie jestem aż tak zdesperowana. - cofnęłam swoją „wypowiedź”, kiedy to dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziałam. Załamana swoim stanem, przyłożyłam rękę do czoła i przymknęłam powieki. Zaśmiał się cicho, kręcąc z politowaniem głową.
- Wybacz, nie kontaktuję dzisiaj. – powiedziałam, ziewając przeciągle.
- Jestem na tyle spostrzegawczy, że to zauważyłem.
Po chwili zaczął szukać czegoś w szafkach. Uśmiechnęłam się w podzięce, kiedy to postawił przede mną szklankę wody i kilka tabletek przeciw bólowych.
- Dobra rada nie pij więcej z Igłą. – odparł ze śmiechem. - Jak masz na imię ?
- Lidka. – odparłam, popijając tabletki wodą.
- Miło cię poznać. – uśmiechnął się.
- Mi ciebie też, Jochenie. – wyszczerzyłam się w jego stronę. Zapewne nie wyglądałam najinteligentniej, do tego poplątane we wszystkie strony włosy, rozmazany makijaż, pomięte ciuchy sprawiały, że wyglądałam jak jakiś zombiak.
 - Kibic? – uśmiechnął się usiadł naprzeciwko mnie. – Przepraszam kibicka siatkówki. – mruknął.
- Mówisz to jakbyś był niezadowolony, czy mi się wydaje? – zapytałam dla upewnienia.
- Nie, no skądże! Jedna dość normalna osoba i do tego dziewczyna. – uśmiechnął się cwaniacko.
- Muszę cię niestety rozczarować, jestem dziwną i bardzo skomplikowaną osobą.
- Lidka wyglądasz jak wkurwiony Chopin po koncercie. – usłyszałam głos Lotmana, który właśnie wszedł do kuchni. Był w podobnym stanie, co ja, jednak humor go nie opuszczał.
- Ty się nie odzywaj. Opiliście mnie! – odparłam z wyrzutem. Prychnął i wyciągnął z lodówki wodę.
- Tak? A kto cię tutaj taszczył prawie nieprzytomną i słuchał twojej paplaniny? Teraz masz przechlapane, bo wiem o tobie wszystko. – zaśmiał się złowieszczo.
- Akurat…- mruknęłam i przyłożyłam czoło do zimnego blatu. Jakoś nie chciało mi się wierzyć w jego słowa.
- Ach tak ? Miałaś psa o  imieniu Marian, przywaliłaś przedszkolance klockiem w czoło, spadłaś ze schodów jak miałaś 3 lata, rodzice zostawili cię na cmentarzu w nocy, podpaliłaś włosy lalkom swojej siostry, pocięłaś nożyczkami wszystkie swoje sukienki, wylałaś kakao na spodnie kuzyna, pomalowałaś tacie paznokcie na czerwono, kiedy spał, na obozie w czwartej klasie chłopak o imieniu Oskar wyrzucił twojego misia przez balkon, potem dostał od ciebie taki wpierdol, że aż lała się krew…
  
W tym momencie nastąpił efektowny, długi gwizd Schöpsa.

-  … pozbawiłaś prądu cały dom, w tajemnicy przed wszystkimi chowałaś kolekcję laleczek woo-doo pod łóżkiem, nie można było odciągnąć cię od książek, w tajemnicy przed mamą pojechałaś ze znajomymi na Woodstock, masz słabość do czekolady, śpiewasz pod prysznicem piosenki Pidżamy, a wieczory spędzasz na oglądaniu ckliwych filmów lub kuciu anatomii.

- Chryste.

Oczy mi wyszły z orbit. Zszokowana miałam ochotę strzelić sobie w łeb. Zastanawiałam się kiedy ja mu zdążyłam wszystko tak opowiedzieć i jakim cudem ten idiota wszystko zapamiętał.
- A tak z czystej ciekawości masz jeszcze te woo-doo ? – przerwał ciszę Niemiec.
- Tak, specjalnie zarezerwowane dla was. – burknęłam. Podniosłam się, kierując swoje kroki do drzwi.
- A ty gdzie ? – zapytali jednocześnie, patrząc na mnie pytająco.
- Do domu. – odkrzyknęłam. – Bo jesteście okropni. – dodałam po chwili i wytknęłam im język.

Doznałam szoku, kiedy wyszłam z ich lokum. Drzwi naprzeciwko wyglądały jakoś znajomo, podobnie jak wszystko dookoła. Przykleiłam się plecami to drzwi ich mieszkania i wzniosłam oczy ku górze. To chyba są jakieś żarty.
- Boże, nieźle się bawisz, co? – mruknęłam i szarpnęłam klamkę. Zdezorientowany Lotman, który właśnie wyszedł z łazienki, widząc mnie w drzwiach skamieniał.
- Mieszkam obok. – oznajmiłam.
Otworzył szeroko usta z wrażenia i wydukał :
- Co?
- Jajco. – odparłam i wyszłam z ich mieszkania.
______________

Macie Jochena na dokładkę.

Jakieś pytania? Jest wywiader ;)

Byle do wakacji :*

czwartek, 9 maja 2013

Dwa



            - Pa słońce.
            
           Zakończyłam połączenie, wciskając czerwoną słuchawkę. Przyjrzałam się uważnie swojej komórce. Uderzenie najmocniej poczuła klapka, która uparcie nie chciała się domknąć. Wrzuciłam telefon do torebki i spojrzałam na zegarek. Było już późno, a na dworze robiło się ciemno. Przez niecałą godzinę zdawałam relację Zuzi z dzisiejszego dnia, które było dla mnie istnym piekłem. Podniosłam się ze zniszczonej ławki i pomału kierowałam kroki w stronę swojego mieszkania. Olałam Wiktora i nie poczekałam na nich, miałam ich za przeproszeniem w dupie. Dzwonił do mnie kilka razy, ale nie miałam najmniejszej ochoty z nim gadać, a potem znowu widzieć się z jego paniusią. Dziewczyna po prostu działała mi na nerwy i nic na to nie mogłam poradzić.

Szłam wkurzona chodnikiem, myśląc o tej całej sytuacji. Z tych całych nerwów nie poczułam nawet jak zaczął kropić deszcz. Zanim się zorientowałam zaczęło dosłownie lać. Wyśmienicie. Przyśpieszyłam kroku, klnąc siarczyście. Do domu jeszcze jakieś dwadzieścia minut, a ja już byłam przemoknięta. Jednym zwinnym ruchem, otworzyłam drzwi i weszłam do jakiegoś lokalu. Szybko zorientowałam się, że jest to jakiś klub bądź dyskoteka. Pewnym krokiem skierowałam się do baru. Usiadłam na jednym z niewygodnych, wysokich, kręcących się krzeseł, od których zawsze bolał mnie tyłek. Zamówiłam piwo i zaczęłam rytmicznie stukać paznokciami o blat.
- Ja cię skądś znam.
Usłyszałam nad swoim uchem znajomy mi już głos. Podskoczyłam ze strachu, chwiejąc się na tym kurewskim krześle. Najprawdopodobniej, gdyby nie refleks Amerykanina wywinęłabym zjawiskowego orła. Widząc jego skoncentrowany wyraz twarzy, który najwyraźniej starał sobie przypomnieć moją buźkę, wyciągnęłam z lekka uszkodzonego Samsunga i położyłam na blacie. Po chwili pacnął się z otwartej ręki w czoło, robiąc typowego facepalma.
- Ale z ciebie niezdara.
Pokiwał z politowaniem głową i zaczął się śmiać. Ze mnie oczywiście. Jego atak śmiechu trwał dziesięć minut. Nic tylko się załamać. W tym wypadku postanowiłam użyć ciężkiej artylerii – mojego spojrzenia. Nie tylko potrafiło zabijać, ale i strzelać laserami. Czad, co nie?
- Skończyłeś ? - zapytałam, a barman postawił przede mną kufel.
Chyba faktycznie skończył. Jego mina spoważniała i zapadła cisza. Wziął głęboki wdech na uspokojenie i po chwili zapytał:
- Czemu jesteś taka mokra, złośnico?
Przymknęłam oczy na kila sekund i przywaliłam czołem o blat.
- Wyszłam spod prysznica, kurwa. – burknęłam, biorąc łyk piwa. – Pierońsko pada na dworze jakbyś nie zauważył.
Po chwili dotarło do mnie, że moje włosy jak zwykle pod wpływem wody zaczęły się kręcić jak oszalałe i pewnie wyglądają jak jedna wielka sterta siana. Schowałam twarz w dłoniach, marząc o teleportacji.
- Paul.
Podniosłam wzrok i ze zdziwieniem spojrzałam na wyciągniętą dłoń Lotmana, który szeroko uśmiechał się w moją stronę. Moja mała dłoń wręcz utonęła w jego uścisku.
- Lidia to bardzo ładne imię. – stwierdził i uśmiechnął się uroczo.
- Nienawidzę go. – zrobiłam kwaśną minę.
Od dzieciństwa miałam wrażenie, że rodzice pokarali mnie imieniem prababki za mój okropny charakterek.
- A to dlaczego ?
Znów ten uśmiech. Wywróciłam oczami, słysząc pytanie przyjmującego. Nie wiem dlaczego, ale jego optymizm mnie dobijał.
- Po prostu go nie lubię i już. – wzruszyłam ramionami.
- Zbyt szybko się do niego uprzedziłaś, jest bardzo oryginalne.
- Skoro tak uważasz. – mruknęłam. – W każdym bądź razie dzięki.
Ucięłam szybko dyskusję na temat „piękności” mojego imienia. Po chwili spojrzałam przez ramię Paula i dostrzegłam pozostałych Resoviaków. Nie sposób było ich zauważyć, głośno bawili się przy stole do bilarda w towarzystwie napoi alkoholowych.
- Opijacie zwycięstwo? Nieźle się zabawiacie. – zachichotałam.
- No wiesz, każda okazja jest dobra. – odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem. – A ty co świętujesz ?
- Najcudowniejszy dzień ever. – odparłam z ironią. – Zgaduj dalej.
- Relaks po ciężkim dniu ?
Fakt, ciężki to on był, cholernie. Ale postanowiłam zrobić Lotmana w bambuko.
- Pudło. Czekam na klienta. – powiedziałam z powagą. Jego mina była bezcenna. Zrekompensowała mi wszystkie trudy dzisiejszego dnia. Zaśmiałam się cicho, widząc jak pobladł ze zdziwienia i rozchylił usta.
- Żartuję przecież. – uśmiechnęłam się.
Odetchnął z ulgą i wybuchnął śmiechem. Po chwili stwierdził, że pewnie mam z niego niezły ubaw. Co za spostrzegawczość.
- Nie wyglądasz na taką…- mruknął.
Momentalnie na myśl przyszła mi Lasencja. Uśmiechnęłam się pod nosem. Paul przyglądał mi się zdezorientowany, kiedy ktoś wykrzyczał jego nazwisko.
- Idź świętować. – zachęciłam go.
Tak naprawdę byłam bardzo zmęczona i najchętniej poszłabym do domu.
- Możemy świętować razem.
Ta perspektywa nie napawała mnie optymizmem. Widząc jego tajemniczy uśmiech i błysk w oku domyśliłam się do czego zmierza.
- O nie…. – jęknęłam.
Po chwili poczułam na sobie spojrzenia kilkunastu par oczu. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Wyrwałam rękę z uścisku Lotmana i spojrzałam na niego z wściekłością. Uśmiech nie schodził mu z twarzy i to mnie doprowadzało do szaleństwa.
- Cicho do cholery !
Po tym okrzyku Amerykanina wszystkie głosy ucichły. Zapanowała taka cisza, że byłam w stanie usłyszeć dudniący deszcz na zewnątrz.
- Dziękuję. To jest Lidka. –powiedział i wyszczerzył się w moją stronę. Popukałam się w czoło, spoglądając na niego, co wywołało salwę śmiechu u pozostałych.
- Hej wszystkim. – odparłam nieśmiało.
Po chwili usłyszałam głośne, chóralne "cześć" .  Wykrzywiłam usta w coś co miało przypominać uśmiech.
- Miło cię poznać Lidzia! – odparł wesoło Igła i przyciągnął mnie do siebie ramieniem – Piter polej. – kiwnął na środkowego.
- Najlepiej poznaje się przy wódce. – odparł z radością libero.
Niby miałam nie pić, ale wszystkie postanowienia szlag trafił. Najpierw jeden kieliszek, potem drugi, trzeci, … siódmy. A potem urwał się film. Brawo Dąbrowska
____________

Mamy dwójeczkę ! Tak naprawdę nie spodziewałam się  tylu komentarzy, dlatego chcę wszystkim podziękować za każde napisane słowo pod tamtym rozdziałem. Podoba mi się tu, cholernie. Tak wciągnęłam się w to pisanie i czytanie blogów, że za każdym razem tracę poczucie czasu. Mam z tego frajdę i to nic, że kartkówka z chemii poszła się pieprzyć. 

Słoneczko moje nareszcie jesteś ! Tęskniłam...

czwartek, 25 kwietnia 2013

Jeden




Zniecierpliwiona spojrzałam na zegarek i gwałtownie poruszyłam się na niewygodnym, plastikowym krzesełku. Westchnęłam znudzona i rozejrzałam dookoła. Mimo jeszcze wczesnej pory na Podpromiu pojawiało się coraz więcej kibiców, którzy powoli zajmowali swoje miejsca. W jednym z lepszych sektorów siedziałam ja – Lidka Dąbrowska, nie za wysoka, ale też nie za niska szatynka o niebieskim spojrzeniu i pogodnej twarzy. Mimo, że w Rzeszowie byłam już miesiąc, to dopiero dzisiaj udało mi się ruszyć swoje cielsko i przyjść na mecz w towarzystwie Zuzki i Wiktora, jak za dawnych czasów. To miał być miło spędzony czas w gronie starych, dobrych przyjaciół, ale niestety nie był.  

Przez kilka minut uparcie wpatrywałam się w swoje czerwone paznokcie. Było to zajęcie tak porywające i ekscytujące, że nawet nie zauważyłam wesołej twarzy mojego przyjaciela, zbliżającego się w moją stronę. Jednak to nie on przykuł moją uwagę, a dziwna, nieznajoma twarz jakieś dziewczyny. Przeniosłam wzrok na ich splecione dłonie i rozchyliłam usta ze zdziwienia. 

Podczas kilku sekund stwierdziłam, że nie wygląda na zbyt mądrą. Jak się okazało miałam rację. Ach ta moja niezawodna intuicja! Wiktor usiadł na sąsiednim krzesełku, a po chwili zamknął mi ze śmiechem usta, kiedy to przeszywałam wzrokiem jego Lasencję, która kuśtykała na mega wysokich szpilkach.
- Cześć. – pocałował mnie w policzek na powitanie. Zmroziłam go wzrokiem. Byłam zła, że przyprowadził swoją dziewczynę. Nie chodziło o to, że kiedyś przez krótki czas byliśmy razem, ale o to, że załatwiłam bilety dla swoich przyjaciół, żeby spędzić z nimi trochę czasu, a nie dla jakieś tępej dziewuchy, która nie ma pojęcia o siatkówce, a na mecz przychodzi tylko po to, żeby pokręcić dupą.
- A co z Zuzu? – zapytałam.
- Ramona chciała koniecznie jechać, a Zuzi coś wypadło. – odparł. Parsknęłam śmiechem słysząc imię  „Ramona”.  Spojrzałam na niego, a po chwili znowu wybuchłam śmiechem. Śmiałam się jak idiotka, prawie zakrztusiłam się własną śliną.
- Nie dziwię się, że spierdoliła. – spojrzałam krzywo na blondynkę, kręcąc z politowaniem głową.
- Lidka ! Proszę bądź miła. – Wiktor spojrzał na mnie błagalnie.
- W cuda wierzysz ? – popukałam się w czoło.
- Spróbowałybyście się zaprzyjaźnić, co? – wypalił i spojrzał na mnie z nadzieją.

Oszalał, kuźwa.

Normalnie przywaliłabym mu czymś w łeb. Czy on siebie słyszał? Ja i to coś? Przyjaźń? Po moim trupie.
- Już do niej lecę, uściskam, wycałuję, może jeszcze miłość wyznam.- warknęłam. – Sorry stary, ale to już przesada. – ma wyobrażenia chłopak. Westchnął i wygodniej rozsiadł się na krzesełku. Jednym słowem obraził się. Nie przejęłam się tym za bardzo. Wkurzało mnie, że oczekiwał ode mnie takich rzeczy. Przez tyle lat dobrze mnie poznał i powinien wiedzieć, że przyjaźń w takim wypadku graniczyła z cudem.

A Lidka od zawsze była zła. Bardzo zła…..

- Ała! Wiktorku, pomóż mi. – zajęczała piskliwym głosikiem, że aż złapałam się za ucho. Już działała mi na nerwy. Zapowiadało się milutko. Parsknęłam śmiechem, kiedy Lasencja potknęła się o własne nogi. Przy pomocy Wiktora bezpiecznie usiadła na miejscu. Szkoda…
- Chyba skręciłam kostkę! – odparła. Złapałam się za głowę , a w środku aż się w mnie gotowało.
- A to tragedia. – skomentowałam i zaśmiałam się złośliwie. Spojrzała na mnie mrużąc oczy. Jaka ona groźna!

Przez dwa sety musiałam wysłuchiwać jej marudzenia.. Siedziałam naburmuszona i tępo wpatrywałam się w boisko.
- A dlaczego ten mały ma inny strój? – zapytała. A ja przywaliłam sobie otwartą dłonią w czoło. Nowe pokolenie kibiców. Nie ma ratunku. Pozostała już tylko modlitwa.
- Jak je szyli, to brakło im materiału. – odpowiedziałam,  raczej wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Nie stać ich na jeden taki sam ? – po tym schowałam twarz w dłoniach i jak idiotka zaczęłam się śmiać sama do siebie przez kilka minut.
- Lidka daj jej spokój. – odezwał się Romeo. - Ramona już lepiej? – kiedy usłyszałam to pytanie 13323572874484628 raz z ust Wiktora miałam ochotę iść się pochlastać.
- Trochę źle się czuję. – odpowiedziała. Biedactwo.
- A ja zaraz rzygnę. – wypaliłam w ich stronę.
- Ale masz frajdę, co? – nie wytrzymała, panna "ochach" spojrzała na mnie z wściekłością Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Piękna pogoda dzisiaj, nieprawdaż? – uśmiechnęłam się sztucznie w jej stronę.
- Prawie skręciłam kostkę, więc skończ już, okej ? – łał. Wzruszyłam się.
- Oj biedna ty. Nie było by problemu gdybyś ubrała normalne buty, jak każdy. To nie wybieg mody.
- Spójrz na siebie, dziewczyno, nie masz poczucia stylu ani gustu. –  odparła i dumnie odgarnęła włosy do tyłu. Zaśmiałam się. Patrząc na nią i na to co sobą prezentowała trudno było znaleźć styl i gust.

Pantera, pantera wszędzie.

- Styl spod latarni, no faktycznie masz się czym chwalić. – prychnęłam.
- Dość! – wymianę zdań przerwał Wiktor.  – Przystopujcie trochę, a ty Lidka nie przeginaj. – spojrzał na mnie wymownie. Okropne ze mnie stworzenie.
- Już sobie idę. – podniosłam ręce w geście obronnym i zabrałam szybko swoje rzeczy. Nie miałam ochoty dużej siedzieć w ich towarzystwie.  Wiktor pobił wszelkie rekordy wkurwienia mnie.
- Liduś po meczu poczekamy na ciebie. Daj spokój, nie obrażaj się. – odparł łagodniej i spojrzał na mnie zielonymi tęczówkami. Jednym słowem dotarło do niego, że ma przejebane. Wystarczyło tylko
 "Liduś"  i już wiedziałam, że jak zwykle próbował mnie udobruchać. Lidusiowanie tutaj nic nie pomoże. Nie tym razem.
- Rób co chcesz. – machnęłam lekceważąco ręką i zgarnęłam swój sweter. – Cześć.

Zeszłam z trybun. Przechodząc obok band reklamowych usłyszałam dźwięk przychodzącego sms’a.  Westchnęłam i jakoś wygramoliłam telefon z torebki. W tym samym czasie ktoś mnie trącił  i wypuściłam to cholerstwo. Ech te moje dziurawe ręce. Na chwile straciłam go z oczu, jednak schyliłam się i dostrzegłam go w jednym kawałku na niebieskim polu, jak na częste spotkania z podłogą wyglądał dobrze. Spojrzałam na ochroniarza, który z politowaniem pokręcił głową. Niech to szlag.
- To chyba twoje. – usłyszał męski głos i zadarłam głowę do góry. Przede mną stał uśmiechnięty
Lotman. Widząc brak  mojej reakcji pomachał mi moim Samsungiem przed oczami.

- Yyyyy…dzięki. – wydukałam, czując jak płoną mi policzki. W jednej chwili poczułam na sobie spojrzenia wszystkich siatkarzy z kwadratu dla rezerwowych, które mnie cholernie krępowały, więc jak najszybciej opuściłam halę.
_________

Cześć wszystkim! Zaczynam przygodę z pisaniem. Aż w szoku jestem. Mam wrażenie, że trochę to  wszystko za spontanicznie, że nie przemyślałam do końca paru rzeczy. Przez długi czas pozostawałam jako cicha czytelniczka. Spróbuję, co mi tam. I tak mam nierówno pod sufitem.

Jeśli ktokolwiek będzie chciał czytać moje bazgroły to zachęcam do wpisania się pod zakładką informowani.

Ogłupiałam po tych finałach.

O mnie

Moje zdjęcie
Do twarzy mi z głową w chmurach. / gg: 47050365