Zniecierpliwiona
spojrzałam na zegarek i gwałtownie poruszyłam się na niewygodnym, plastikowym
krzesełku. Westchnęłam znudzona i rozejrzałam dookoła. Mimo jeszcze wczesnej
pory na Podpromiu pojawiało się coraz więcej kibiców, którzy powoli zajmowali
swoje miejsca. W jednym z lepszych sektorów siedziałam ja – Lidka Dąbrowska,
nie za wysoka, ale też nie za niska szatynka o niebieskim spojrzeniu i pogodnej
twarzy. Mimo, że w Rzeszowie byłam już miesiąc, to dopiero dzisiaj udało mi się
ruszyć swoje cielsko i przyjść na mecz w towarzystwie Zuzki i Wiktora, jak za
dawnych czasów. To miał być miło spędzony czas w gronie starych, dobrych
przyjaciół, ale niestety nie był.
Przez kilka minut uparcie wpatrywałam
się w swoje czerwone paznokcie. Było to zajęcie tak porywające i ekscytujące,
że nawet nie zauważyłam wesołej twarzy mojego przyjaciela, zbliżającego się w
moją stronę. Jednak to nie on przykuł moją uwagę, a dziwna, nieznajoma twarz
jakieś dziewczyny. Przeniosłam wzrok na ich splecione dłonie i rozchyliłam usta
ze zdziwienia.
Podczas kilku sekund stwierdziłam, że
nie wygląda na zbyt mądrą. Jak się okazało miałam rację. Ach ta moja niezawodna
intuicja! Wiktor usiadł na sąsiednim krzesełku, a po chwili zamknął mi ze
śmiechem usta, kiedy to przeszywałam wzrokiem jego Lasencję, która kuśtykała na
mega wysokich szpilkach.
- Cześć. – pocałował mnie w policzek na
powitanie. Zmroziłam go wzrokiem. Byłam zła, że przyprowadził swoją dziewczynę.
Nie chodziło o to, że kiedyś przez krótki czas byliśmy razem, ale o to, że
załatwiłam bilety dla swoich przyjaciół, żeby spędzić z nimi trochę czasu, a
nie dla jakieś tępej dziewuchy, która nie ma pojęcia o siatkówce, a na mecz
przychodzi tylko po to, żeby pokręcić dupą.
- A co z Zuzu? – zapytałam.
- Ramona chciała koniecznie jechać, a
Zuzi coś wypadło. – odparł. Parsknęłam śmiechem słysząc imię „Ramona”. Spojrzałam na niego, a po chwili znowu
wybuchłam śmiechem. Śmiałam się jak idiotka, prawie zakrztusiłam się własną
śliną.
- Nie dziwię się, że spierdoliła. –
spojrzałam krzywo na blondynkę, kręcąc z politowaniem głową.
- Lidka ! Proszę bądź miła. – Wiktor
spojrzał na mnie błagalnie.
- W cuda wierzysz ? – popukałam się w
czoło.
- Spróbowałybyście się zaprzyjaźnić, co? –
wypalił i spojrzał na mnie z nadzieją.
Oszalał, kuźwa.
Normalnie przywaliłabym mu czymś w łeb.
Czy on siebie słyszał? Ja i to coś? Przyjaźń? Po moim trupie.
- Już do niej lecę, uściskam, wycałuję,
może jeszcze miłość wyznam.- warknęłam. – Sorry stary, ale to już przesada. –
ma wyobrażenia chłopak. Westchnął i wygodniej rozsiadł się na krzesełku. Jednym
słowem obraził się. Nie przejęłam się tym za bardzo. Wkurzało mnie, że
oczekiwał ode mnie takich rzeczy. Przez tyle lat dobrze mnie poznał i powinien
wiedzieć, że przyjaźń w takim wypadku graniczyła z cudem.
A Lidka od zawsze była zła. Bardzo zła…..
- Ała! Wiktorku, pomóż mi. – zajęczała
piskliwym głosikiem, że aż złapałam się za ucho. Już działała mi na nerwy.
Zapowiadało się milutko. Parsknęłam śmiechem, kiedy Lasencja potknęła się o
własne nogi. Przy pomocy Wiktora bezpiecznie usiadła na miejscu. Szkoda…
- Chyba skręciłam kostkę! – odparła.
Złapałam się za głowę , a w środku aż się w mnie gotowało.
- A to tragedia. – skomentowałam i
zaśmiałam się złośliwie. Spojrzała na mnie mrużąc oczy. Jaka ona groźna!
Przez dwa sety musiałam wysłuchiwać jej
marudzenia.. Siedziałam naburmuszona i tępo wpatrywałam się w boisko.
- A dlaczego ten mały ma inny strój? –
zapytała. A ja przywaliłam sobie otwartą dłonią w czoło. Nowe pokolenie
kibiców. Nie ma ratunku. Pozostała już tylko modlitwa.
- Jak je szyli, to brakło im materiału.
– odpowiedziałam, raczej wycedziłam
przez zaciśnięte zęby.
- Nie stać ich na jeden taki sam ? – po tym
schowałam twarz w dłoniach i jak idiotka zaczęłam się śmiać sama do siebie
przez kilka minut.
- Lidka daj jej spokój. – odezwał się
Romeo. - Ramona już lepiej? – kiedy usłyszałam to pytanie 13323572874484628 raz
z ust Wiktora miałam ochotę iść się pochlastać.
- Trochę źle się czuję. – odpowiedziała.
Biedactwo.
- A ja zaraz rzygnę. – wypaliłam w ich
stronę.
- Ale masz frajdę, co? – nie wytrzymała,
panna "ochach" spojrzała na mnie z wściekłością Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Piękna pogoda dzisiaj, nieprawdaż? –
uśmiechnęłam się sztucznie w jej stronę.
- Prawie skręciłam kostkę, więc skończ
już, okej ? – łał. Wzruszyłam się.
- Oj biedna ty. Nie było by problemu
gdybyś ubrała normalne buty, jak każdy. To nie wybieg mody.
- Spójrz na siebie, dziewczyno, nie masz
poczucia stylu ani gustu. – odparła i
dumnie odgarnęła włosy do tyłu. Zaśmiałam się. Patrząc na nią i na to co sobą
prezentowała trudno było znaleźć styl i gust.
Pantera, pantera wszędzie.
- Styl spod latarni, no faktycznie masz
się czym chwalić. – prychnęłam.
- Dość! – wymianę zdań przerwał
Wiktor. – Przystopujcie trochę, a ty
Lidka nie przeginaj. – spojrzał na mnie wymownie. Okropne ze mnie stworzenie.
- Już sobie idę. – podniosłam ręce w
geście obronnym i zabrałam szybko swoje rzeczy. Nie miałam ochoty dużej siedzieć
w ich towarzystwie. Wiktor pobił wszelkie rekordy
wkurwienia mnie.
- Liduś po meczu poczekamy na ciebie.
Daj spokój, nie obrażaj się. – odparł łagodniej i spojrzał na mnie zielonymi tęczówkami.
Jednym słowem dotarło do niego, że ma przejebane. Wystarczyło tylko
"Liduś" i już wiedziałam, że jak zwykle próbował mnie
udobruchać. Lidusiowanie tutaj nic nie pomoże. Nie tym razem.
- Rób co chcesz. – machnęłam lekceważąco
ręką i zgarnęłam swój sweter. – Cześć.
Zeszłam z trybun. Przechodząc obok band
reklamowych usłyszałam dźwięk przychodzącego sms’a. Westchnęłam i jakoś wygramoliłam telefon z
torebki. W tym samym czasie ktoś mnie trącił
i wypuściłam to cholerstwo. Ech te moje dziurawe ręce. Na chwile
straciłam go z oczu, jednak schyliłam się i dostrzegłam go w jednym kawałku na
niebieskim polu, jak na częste spotkania z podłogą wyglądał dobrze. Spojrzałam
na ochroniarza, który z politowaniem pokręcił głową. Niech to szlag.
- To chyba twoje. – usłyszał męski głos
i zadarłam głowę do góry. Przede mną stał uśmiechnięty
Lotman. Widząc brak mojej reakcji pomachał mi moim Samsungiem
przed oczami.
- Yyyyy…dzięki. – wydukałam, czując jak
płoną mi policzki. W jednej chwili poczułam na sobie spojrzenia wszystkich
siatkarzy z kwadratu dla rezerwowych, które mnie cholernie krępowały, więc jak najszybciej opuściłam halę.
_________Cześć wszystkim! Zaczynam przygodę z pisaniem. Aż w szoku jestem. Mam wrażenie, że trochę to wszystko za spontanicznie, że nie przemyślałam do końca paru rzeczy. Przez długi czas pozostawałam jako cicha czytelniczka. Spróbuję, co mi tam. I tak mam nierówno pod sufitem.
Jeśli ktokolwiek będzie chciał czytać moje bazgroły to zachęcam do wpisania się pod zakładką informowani.